czwartek, 20 stycznia 2011

A niechaj nauczyciele wżdy postronni znają, iż uczniowie nie gęsi, iż swój rozum mają!

Kiedy nauczycielska duma zostaje urażona i kiedy sprawcą tego czynu jest ten „pyskaty, arogancki, niewychowany” uczeń, wtedy jedyny słuszny i – co najważniejsze – nieomylny autorytet ze swej katedry daje znać, że sprawa zakończona mówiąc znamienne i wszystkim znane słowa „nie dyskutuj”. Nauczyciel przemówił, sprawa skończona. I choćby ten niby-nauczyciel (nie mylić z Nauczycielami!) gadał największe bzdury, wtedy sprostowanie uczniowskie jest oznaką braku szacunku – no bo gdzieżby jakiś uczeń był zwyczajnie inteligentny, wszak „uczniowie” to stworzenia, których życiowym celem jest słuchanie i bezdyskusyjne przyjmowanie bardzo ważnych dla życia wiadomości, bez których znajomości człowiek w XXI wieku otoczony gigantycznymi encyklopediami i słownikami do których uzyskanie dostępu jest łatwiejsze niż zrobienie kawy, takich jak np. miejsca wydobywania orzeszków ziemnych w Ameryce Południowej, czy sposób rozmnażania pantofelka w stawie, zwyczajnie by sobie nie poradził. Ale w żadnym wypadku nie należy brać pod uwagę faktu, że uczeń może nie mieć czasu. Wszak powinien jedynie zapamiętywać informacje na sprawdzian, egzamin gimnazjalny, maturę, sesję... I tyle. Broń Boże więcej, bo jakby to wyglądało, gdyby uczeń miał wyższy stopień naukowy niż nauczyciel. To wskazywałoby jednoznacznie na całkowity brak szacunku!
Tak oto można wspomnieć, jak autor tego tekstu usiłował wytłumaczyć pewnej wielce czcigodnej pani nauczycielce, że obecność na lekcji nie jest celem, ale środkiem, konkretnie do nauczenia się. Niestety, nie znalazłem zrozumienia. Ponadto nigdy mnie nie ma, pracuję systematycznie, mam zaległości, a to wszystko mając najlepsze oceny – skądinąd z jedynego słusznego przedmiotu - w klasie. Bardzo logiczne.
Ta sama osoba zaznacza, iż nie można jej poprawiać, bo ona się zna i „głupot nie mówi” a wszelkie próby sprostowania określane są jako „podważanie autorytetu” i, naturalnie, brak szacunku.
I takim sposobem mieliśmy okazję się dowiedzieć, że nasz kolega „myśli szybko jak muszla leci ze spłuczki” czy „nie dość, że nic nie napisał to jeszcze niedokładnie”. 1 listopada to „święto zmarłych”, katechetka to inaczej „pani księdzowa”. Mieliśmy okazję pojechać na „świętą wycieczkę”. Na chemii dostaliśmy arcyciekawe pytanie „jak się potocznie nazywa piasek?”. Byłem też niegdyś zmuszony poprawić, że papież nie powołuje do świętości, tylko Pan Bóg, a Papież wpisuje do katalogu świętych dekretem kanonizacyjnym. W odpowiedzi nie usłyszałem „mea culpa” lecz osobliwe wykręcanie się, no bo przecież źle zrozumiałem...
W rozmowie z nauczycielem oczywiście można mieć swoje zdanie, o ile nie różni się ono od zdania rozmówcy, w przeciwnym razie poglądy prezentowane przez ucznia są „buntownicze”, a on sam je „zmieni, kiedy dorośnie”.
Przeciętny dzień w szkole wcale nie jest dniem zmarnowanym, mimo że to, na co w szkole poświęcam ok. 7 godzin można zrobić w domu wolnym tempem w godzinę. Na lekcji należy „uważać” - cokolwiek to znaczy – czyli należy siedzieć spokojnie i słuchać „ciekawych rzeczy”. Nie można czytać książek nawet jeśli się nic nie robi, no bo to przecież... Tak, dobrze się szanowny Czytelniku domyślasz – to oznaka braku szacunku dla nauczyciela.
Szkoła to miejsce gdzie załamują się prawa logiki. Kiedy uczeń się pomyli, nauczyciel mówi "Ty masz to wiedzieć!". Kiedy nauczyciel się pomyli, mówi "Nikt nie jest nieomylny". Tłumaczenie, że "nauczycielowi wolno" jest śmieszne i apedagogiczne.
Szkoła to nie miejsce gdzie zakompleksiony nauczyciel się ma dowartościować. Zachowania osób uczących o których piszę sprawiają, że uczniowie niezbyt szybko dojrzewają, bo nie uczy się myślenia i indywidualizmu. Przy tym oczywiście wielu narzeka na niedojrzałość uczniów nie robiąc nic, żeby tak nie było. Bardzo to apedagogiczna pedagogika. Na koniec zacytuję Andrzeja Samsona: „Szkoła przez całe lata skrupulatnie troszczy się o to, żeby jej uczniowie przypadkiem nie dorośli i nie dojrzeli. Upupiając ich na każdym kroku, traktując jak małe dzieci, rozmawiając ponad ich głowami, o ich sprawach nie z nimi, ale z ich rodzicami, stosując zasadę „nie dyskutuj” i wiele innych sposobów, szkoła usiłuje wręcz zapobiec ich dorastaniu i dojrzewaniu”.