sobota, 14 maja 2011

Blog przeniesiony

Blog "Przemyślenia młodego apologety" został przeniesiony na adres http://sed-contra.blogspot.com/. Blog teraz nazywa się "Sed Contra".

Pozdrawiam

czwartek, 10 marca 2011

O chodzeniu do szkoły bardziej prywatnie

Jeśli czytelnik przeczytał mój felieton o nauczycielach, dowiedział się już, że w szkole mnie nigdy nie było (w II klasie), czyli, na oko, dzień nieobecności na dwa tygodnie. Teraz, w III klasie gimnazjum, już częściej mnie "nigdy nie ma". Przygotowania do konkursów, konkursy, zawody itp. Przygotowania do konkursów rzeczywiście były powodem, że mam trochę zaległości, choć uważam, że ucząc się na konkursy a nie do szkoły postąpiłem roztropnie. Teraz, osiągnąwszy mniej więcej to, co chciałem, mam zapewniony wstęp do dowolnie wybranego liceum (a pewnie i do klasy) oraz maksymalną ilość punktu z części matematyczno-przyrodniczej egzaminu gimnazjalnego. Więc do końca roku szkolnego mogę całkowicie nie przejmować się szkołą. Jednak, żeby mieć jakąś przyzwoitą średnią, nie mieć zaległości w liceum, a - nade wszystko - święty spokój w szkole, zaległości chcę nadrobić.
Każdy kto mnie choć trochę zna wie, że uważam, iż szkoła w dużej części to marnowanie czasu na naukę rzeczy wybitnie niepotrzebnych a nudnych, a skoro już się musimy nauczyć, to chodzenie do szkoły (w sensie jak najbardziej fizycznym) jest niemałym utrudnieniem (w moim wypadku wychodzę z domu o 6:30 rano, a zmęczony wracam ok. 15:30).
Tak się dobrze złożyło, że - rzeczywiście - sporo mnie ostatnimi czasy w szkole nie było. Choć konkursy (te, na których mi bardziej zależało, nie licząc Olimpiady Matematycznej Gimnazjalistów) już jakieś dwa tygodnie temu się zakończyły, to - nie ukrywam - dałem sobie trochę odpocząć. Teraz, niestety, jestem chory (być może nie małe zmęczenie wszelkimi konkursami i innymi sprawami oraz stres nie pozostały bez wpływu na moje zdrowie) i jutro też nie idę do szkoły (cóż, kolejny piątek w domu: tydzień temu było Bierzmowanie - uznałem, że w dzień Bierzmowania powinienem zostać w domu i przygotować się do uroczystości zarówno fizycznie jak i duchowo, a na marginesie przyznam, że mam dziwne odczucie, że w szkole, chodzi tu o czcigodne grono pedagogiczne, mało kto się przejmuje tym jakże ważnym sakramentem).
Mam zamiar nadrobić wszystkie zaległości udowadniając tym samym, że chodzenie do szkoły jest zbędne (coś podobnego uczyniłem w II klasie, kiedy, rzadko bywając na biologii, miałem jedne z lepszych ocen w klasie).
Od 8:00 do 14:20 jest 6 godzin i 20 minut. Znaczna większość tego czasu jest marnowana. Bywa, że nie dowiaduję się niczego nowego. Dla przykładu dzień jutrzejszy: wyjątkowo nie będzie matematyki, na której rozwiązuję zadania do olimpiady; informatyka - niczego nowego się nie dowiaduję, najczęściej robimy jakieś ćwiczenia np. w przesławnej Logomocji czy Excelu (3 lata to robiłem przygotowując się do konkursów); fizyka - przed olimpiadą miałem przyśpieszony kurs fizyki z zakresu programu nauczania w gimnazjum, zatem nic nowego; wychowanie do życia w rodzinie - tutaj najczęściej robimy zadania na inne lekcje lub uczymy się, bywa, że mam okazję do prezentowania stanowiska Kościoła w kwestiach etycznych; język polski - w okresie przed testami najczęściej rozwiązujemy testy próbne oraz utrwalamy materiał (utrwalanie materiału oznacza najczęściej przepytywanie, zarówno z osobna jak i "na wyrywki"), myślę, że na tej lekcji dowiaduję się najwięcej; religia - cóż, katecheza pozostawia wiele do życzenia, powiem tylko, że nie dowiaduję się nic nowego.
Piszę, że nie dowiaduję się niczego nowego, lecz - muszę przyznać - bywa, że na tych lekcjach dowiaduję się jednak czegoś nowego, lecz albo jest tego stanowczo za mało, albo stanowczo za rzadko. Zaznaczę też, że "dowiadywanie się" oznacza najczęściej zapisanie w zeszycie czegoś, co mam się nauczyć w domu.
Podałem przykład piątku, gdzie praktycznie nie mam po co iść do szkoły. Jednak w całym tygodniu są lekcje, gdzie poświęcam ponad 6 godzin (nie licząc wszelkich dojazdów etc.) na napisanie kilku notatek, by się nauczyć ich w domu.
Być może innym uczniom się przydaje chodzenie do szkoły (w co wątpię, bo, jak mówię, poświęca się ponad 6 godzina na parę notatek, a uczy się jednak w domu, choć jeśli chodzi o przedmioty ścisłe dobrze jest, jeśli ktoś dobrze wytłumaczy).
Nie mówię także, żeby każdy w ogóle nie chodził, lecz mówię za siebie, że większość czasu w szkole marnuję. Jednym z błędów polskiego systemu edukacji (tego systemu, który dotyczy mnie) jest fakt, że wszystkich traktuje się tak samo (nawet nie piszę "równo", bo wtedy "nierówno" by mogło oznaczać większy wkład w jednego przy zaniedbywaniu innego, a nie o to mi tutaj chodzi), czyli każdy ma się uczyć tego samego. Otóż uważam, że uczniowie, którzy ewidentnie wykazują zdolności lub ugruntowane zainteresowanie w danych dziedzinach, powinni się rozwijać właśnie w nich, z całkowitym lub znacznym pominięciem innych, zupełnie niezwiązanych, a w przyszłości także i niepotrzebnych, przy przewodnictwie i całkowitej aprobacie szkoły. Po cóż mam się uczyć na sprawdzian jak się pantofelek w stawie rozmnaża, kiedy mogę się uczyć fizyki lub matematyki z liceum (albo studiować św. Tomasza)?
Napisałem to w związku z tym, że niektórym się nie podoba, że mnie często nie ma w szkole. Zapewne mało kto z tych osób to przeczyta, jednak, mimo wszystko, postanowiłem zwerbalizować moje przemyślenia na ten temat.

Pozdrawiam, don Pablo

czwartek, 20 stycznia 2011

A niechaj nauczyciele wżdy postronni znają, iż uczniowie nie gęsi, iż swój rozum mają!

Kiedy nauczycielska duma zostaje urażona i kiedy sprawcą tego czynu jest ten „pyskaty, arogancki, niewychowany” uczeń, wtedy jedyny słuszny i – co najważniejsze – nieomylny autorytet ze swej katedry daje znać, że sprawa zakończona mówiąc znamienne i wszystkim znane słowa „nie dyskutuj”. Nauczyciel przemówił, sprawa skończona. I choćby ten niby-nauczyciel (nie mylić z Nauczycielami!) gadał największe bzdury, wtedy sprostowanie uczniowskie jest oznaką braku szacunku – no bo gdzieżby jakiś uczeń był zwyczajnie inteligentny, wszak „uczniowie” to stworzenia, których życiowym celem jest słuchanie i bezdyskusyjne przyjmowanie bardzo ważnych dla życia wiadomości, bez których znajomości człowiek w XXI wieku otoczony gigantycznymi encyklopediami i słownikami do których uzyskanie dostępu jest łatwiejsze niż zrobienie kawy, takich jak np. miejsca wydobywania orzeszków ziemnych w Ameryce Południowej, czy sposób rozmnażania pantofelka w stawie, zwyczajnie by sobie nie poradził. Ale w żadnym wypadku nie należy brać pod uwagę faktu, że uczeń może nie mieć czasu. Wszak powinien jedynie zapamiętywać informacje na sprawdzian, egzamin gimnazjalny, maturę, sesję... I tyle. Broń Boże więcej, bo jakby to wyglądało, gdyby uczeń miał wyższy stopień naukowy niż nauczyciel. To wskazywałoby jednoznacznie na całkowity brak szacunku!
Tak oto można wspomnieć, jak autor tego tekstu usiłował wytłumaczyć pewnej wielce czcigodnej pani nauczycielce, że obecność na lekcji nie jest celem, ale środkiem, konkretnie do nauczenia się. Niestety, nie znalazłem zrozumienia. Ponadto nigdy mnie nie ma, pracuję systematycznie, mam zaległości, a to wszystko mając najlepsze oceny – skądinąd z jedynego słusznego przedmiotu - w klasie. Bardzo logiczne.
Ta sama osoba zaznacza, iż nie można jej poprawiać, bo ona się zna i „głupot nie mówi” a wszelkie próby sprostowania określane są jako „podważanie autorytetu” i, naturalnie, brak szacunku.
I takim sposobem mieliśmy okazję się dowiedzieć, że nasz kolega „myśli szybko jak muszla leci ze spłuczki” czy „nie dość, że nic nie napisał to jeszcze niedokładnie”. 1 listopada to „święto zmarłych”, katechetka to inaczej „pani księdzowa”. Mieliśmy okazję pojechać na „świętą wycieczkę”. Na chemii dostaliśmy arcyciekawe pytanie „jak się potocznie nazywa piasek?”. Byłem też niegdyś zmuszony poprawić, że papież nie powołuje do świętości, tylko Pan Bóg, a Papież wpisuje do katalogu świętych dekretem kanonizacyjnym. W odpowiedzi nie usłyszałem „mea culpa” lecz osobliwe wykręcanie się, no bo przecież źle zrozumiałem...
W rozmowie z nauczycielem oczywiście można mieć swoje zdanie, o ile nie różni się ono od zdania rozmówcy, w przeciwnym razie poglądy prezentowane przez ucznia są „buntownicze”, a on sam je „zmieni, kiedy dorośnie”.
Przeciętny dzień w szkole wcale nie jest dniem zmarnowanym, mimo że to, na co w szkole poświęcam ok. 7 godzin można zrobić w domu wolnym tempem w godzinę. Na lekcji należy „uważać” - cokolwiek to znaczy – czyli należy siedzieć spokojnie i słuchać „ciekawych rzeczy”. Nie można czytać książek nawet jeśli się nic nie robi, no bo to przecież... Tak, dobrze się szanowny Czytelniku domyślasz – to oznaka braku szacunku dla nauczyciela.
Szkoła to miejsce gdzie załamują się prawa logiki. Kiedy uczeń się pomyli, nauczyciel mówi "Ty masz to wiedzieć!". Kiedy nauczyciel się pomyli, mówi "Nikt nie jest nieomylny". Tłumaczenie, że "nauczycielowi wolno" jest śmieszne i apedagogiczne.
Szkoła to nie miejsce gdzie zakompleksiony nauczyciel się ma dowartościować. Zachowania osób uczących o których piszę sprawiają, że uczniowie niezbyt szybko dojrzewają, bo nie uczy się myślenia i indywidualizmu. Przy tym oczywiście wielu narzeka na niedojrzałość uczniów nie robiąc nic, żeby tak nie było. Bardzo to apedagogiczna pedagogika. Na koniec zacytuję Andrzeja Samsona: „Szkoła przez całe lata skrupulatnie troszczy się o to, żeby jej uczniowie przypadkiem nie dorośli i nie dojrzeli. Upupiając ich na każdym kroku, traktując jak małe dzieci, rozmawiając ponad ich głowami, o ich sprawach nie z nimi, ale z ich rodzicami, stosując zasadę „nie dyskutuj” i wiele innych sposobów, szkoła usiłuje wręcz zapobiec ich dorastaniu i dojrzewaniu”.

wtorek, 30 listopada 2010

Kara śmierci

Czy kara śmierci powinna zostać wprowadzona?


Wydaje się, że nie.
1. Sąd wydając karę może się mylić, a skazany niesłusznie zostanie pozbawiony życia, więc w prawie nie powinno być kary śmierci.
2. Na prokuratorze, sędzi oraz wykonawcy kary może ciążyć poczucie winy za zabicie drugiego człowieka, zatem nie powinno wykonywać się kary śmierci.
3. Egzekucja jest nieodwracalna, zatem kara śmierci nie powinna być wprowadzona.
4. Rodzina jest skazana na utratę bliskiej osoby, dlatego kara śmierci nie powinno być kary śmierci.
5. Religia chrześcijańska zakazuje zabijać, dlatego kara śmierci nie powinna być wprowadzona.
6. Zamiast kary śmierci istnieje kara dożywotniego pozbawienia wolności, dlatego kara śmierci nie powinna być wprowadzona.
7. Człowiek, który zabija nie zważa na karę, gdyż działa nie w pełni świadomie, zatem nie ciąży na nim pełna wina moralna za morderstwo, więc nie powinno być kary śmierci w prawie.

Przeciw temu.
1. Skazany na dożywocie nie jest całkowicie odizolowany od ludzi, gdyż potrzebuje np. opieki lekarskiej. Lecz jako morderca (czyli człowiek nadprzeciętnie niebezpieczny) może zabić ludzi, którzy się nim opiekują, dlatego należy wprowadzić karę śmierci dla morderców zamiast dożywocia.
2. Ekonomicznie rzecz ujmując, podatnicy nie powinni utrzymywać morderców, który odsiadują wyrok dożywotniego pozbawienia wolności, a zatem jedyną dla nich karą powinna być kara śmierci.
3. Skazany na dożywocie może w jakiś sposób uciec i nadal będzie stwarzał zagrożenie, dlatego powinno go się jak najszybciej karać śmiercią.
4. Często zdarzyć się może, że jakaś grupa związana z mordercą skazanym na dożywocie porwie kogoś – tudzież nawet zabije - i zażąda okupu w postaci uwolnienia tego mordercy, który będzie stwarzał zagrożenie.
5. Większość wielkich religii świata dopuszcza stosowanie tej kary, dlatego powinna zostać wprowadzona.
6. Według sondaży z A.D. 1999 77% Polaków jest za karą śmierci, dlatego powinna zostać wprowadzona.
7. Morderca planując morderstwo bierze pod uwagę karę, a zatem mordując godzi się na śmierć dla siebie, więc powinno się go pozbawić życia.
8. Religia chrześcijańska zezwala na karę śmierci, pisze bowiem Apostoł: „Jeśli czynisz źle, lękaj się, bo nie na próżno władza nosi miecz. Jest bowiem narzędziem Boga”. Zatem powinno się wprowadzić karę śmierci.
9. Często zdarzają się samobójstwa wśród osób odsiadujących dożywocie, zatem można wprowadzić bez przeszkód karę śmierci.

Odpowiadam:
Kara śmierci była stosowana od dawna i to z dobrym skutkiem. Dopiero współcześnie zaczęto jej zabraniać pod płaszczykiem humanitarności i praw człowieka. Kara śmierci była karą normalną, a władze chrześcijańskie wychodziły z prostego założenia, że jeśli skazanego opatrzy się świętymi Sakramentami, to spokojnie w ramach ekspiacji może zostać zabity, po czym będzie zbawiony. Jest to według mnie słuszny tok rozumowania, choć w dzisiejszym zlaicyzowanym świecie, gdzie korzystanie z życia jest – w mniemaniu wielu – naczelną wartością, pewnie nie do przyjęcia. Obok religijnego punktu widzenia, który jest bardzo słuszny, kara śmierci jest dobra z innych względów, wyżej już wymienionych. Ludzie odczuwają współcześnie niechęć do tej kary z bliżej niewiadomych sobie powodów, jednak według mnie powodem jest zbytnie przywiązanie się do życia (i korzystanie z niego) i podświadoma – choć niekoniecznie dobra – chęć jak najdłuższego go utrzymywania. Jednak śmierć i tak jest nieunikniona, a kara śmierci jest jedynie jej przyśpieszeniem. Chcę także – dla jasności – zaznaczyć, iż udowadniamy tutaj słuszność kary śmierci za morderstwo. Należy odróżnić morderstwo od zabójstwa, gdyż zabójstwo jest tylko pozbawieniem życia, być może nie w pełni świadomie, natomiast morderstwo jest zabójstwem świadomym, dobrowolnym i z premedytacją. Dlatego opierając się na powyższych argumentach (za) i odpierając wcześniejsze (przeciw) uważam, że więcej przemawia za wprowadzeniem kary śmierci.

Rozwiązanie trudności:
Ad 1. Podobnie sąd może się mylić wydając wyrok dożywocia. Małe jest prawdopodobieństwo, by po wyroku jeszcze się ktoś zajął sprawą. Natomiast jeśli coś jest niejasne, sąd orzeka na korzyść oskarżonego – należy o tym pamiętać. Jeśli coś jest niejasne, należy wątpliwości w poszczególnych przypadkach rozpatrywać. Jednak pojedyncze przypadki – wyjątkowe – nie mogą zaważyć na wprowadzeniu możliwości stosowania kary śmierci.
Ad 2. Jest to jednak już afekt tychże osób. Należy się im opieka duchowa i psychologiczna. Winy moralnej za skazanie winnego na śmierć w żadnym razie nie mają. W Księdze Przysłów czytamy: „Dzięki Mnie królowie panują i słusznie wyrokują urzędnicy”.
Ad 3. Właśnie nieodwracalność kary jest cechą pozytywną, bowiem po egzekucji przestępca już więcej nie zamorduje.
Ad 4. Podobnie jednak jest w przypadku dożywocia. Różnica polega na kontaktowaniu się, jednak nie może to stanowić wystarczającego argumentu przeciwko możliwości stosowania tej kary.
Ad 5. Religia chrześcijańska nie zakazuje kary śmierci, jak wykazaliśmy to w odpowiedzi.
Ad 6. Z wielu powodów o jakich mówiliśmy w argumentach za karą śmierci, ta jest lepsza od dożywocia.
Ad 7. Należy rozróżnić morderstwo od zwykłego zabójstwa, o czym mówiliśmy w odpowiedzi.

niedziela, 18 lipca 2010

O sposobie studiowania - św. Tomasz z Akwinu

List św. Tomasza z Akwinu, "De modo studendi".
Tłumaczenie Krzysztofa.

Ponieważ zapytałeś mnie, w Chrystusie mi najdroższy bracie Janie, jak zabierać się do zdobywania skarbu wiedzy, to jest moja rada, którą ci daje: abyś przez rzeczki, nie prosto do morza wchodził, gdyż powinieneś od łatwych do trudnych rzeczy przechodzić.
To jest moja rada o życiu twoim:
Bądź powściągliwy w mowie, nie śpiesz się chodzić do pomieszczenia, gdzie ludzie rozmawiają.
Dbaj o czystość sumienia, nie przestawaj mieć czasu na modlitwę.
Kochaj być często w celi, jeśli chcesz być wprowadzony w pomieszczenie winne.
Wszystkim ukazuj się jako zdatny do bycia lubianym, lub chociaż próbuj, ale nie ukazuj się zbyt z kimkolwiek spoufalony, gdyż nadmiar poufałości rodzi pogardę i spowolni cię w nauce. I nie wdawaj się wcale w uczynki i słowa światowych ludzi.
Ponad wszystko, unikaj czczej gadaniny, nie zapomnij naśladować kroków Świętych i cnotliwych ludzi
Nie patrz na to, kto mówi, lecz co jest rozsądnie mówione zapamiętaj.
To co czytasz, staraj się zrozumieć, abyś się upewnił co do wątpliwości.
Włóż cokolwiek możesz w szafę swego umysłu jak gdybyś chciał napełnić naczynie.
"Nie pożądaj rzeczy większych od ciebie".
Podążaj śladem błogosławionego Dominika, który liście, kwiaty i owoce, przydatne i cudowne, w winnicy Pana Boga Zastępów, tak długo jak życie miał za towarzysza, wydawał.
Jeśli według tego postępować będziesz, osiągniesz to, co będziesz pożądał.
Powodzenia!

wtorek, 6 lipca 2010

Europa w cieniu ateizmu

Tylko pod krzyżem, tylko pod tym znakiem, Polska jest Polską, a Polak Polakiem.
Słowa Adama Mickiewicza przedstawiają nieodwołalne fundamenty Europy, dzisiaj tak często podkopywane przed antyklerykalne hufce przeciwników Kościoła. Dzisiejsze państwo o nazwie Unia Europejska chce wykorzenić krzyż z ziem europejskich, i – co gorsza – konformistyczni „katolicy” na to się godzą. Papież Benedykt XVI przyznał, że ataki na Kościół nie pochodzą tylko z zewnątrz, ale i od wewnątrz. Dzisiejsi „katolicy”, którzy wybierają sobie z nauki Kościoła jedynie to, co im pasuje, w imię tzw. wolności chcąc wyrzucenia krzyży z instytucji publicznych, prawa do aborcji czy in vitro. Już ojciec ateizmu, Ludwik Feuerbach rzekł: Prawdziwymi ateistami są dzisiejsi chrześcijanie, którzy twierdzą, że wierzą w Boga, ale dokładnie tak, jakby Bóg nie istniał. Są tacy, którzy chcą być neutralni w walce między złem a dobrem, miedzy wężem a Niewiastą. Tedy na usta cisną się jedynie słowa Boskiej Komedii: Nie mówmy o nich. Popatrz i przejdź dalej. Takich ludzi niebo nie chce a piekło trzyma w przedsionku.

Fundamentem Europy jest chrześcijaństwo. To na chrześcijaństwie były budowane największe państwa europejskie, jak tzw. pierworodna córa Kościoła, czyli Francja. Krzyż towarzyszył Europie od jej cywilizacyjnych początków, kiedy to w IV w. po latach prześladowań w cudowny sposób Konstantyn Wielki uznaje chrześcijaństwo za religię równą innym, a jego następcy za religię panującą. W cieniu krzyża Europa rozwijała i umacniała się przez wieki. Dzięki krucjatom właśnie, arabowie nie zdołali wedrzeć się do Europy, wbrew obiegowej opinii to właśnie Inkwizycja dała początek nowoczesnym sądom z licznymi prawami oskarżonych, przy krucyfiksie pracowali najwięksi europejscy filozofowie, to chrześcijanie zrewolucjonizowali gospodarkę, chrześcijanie – wbrew temu co się popularnie mówi – rozwinęli naukę. Papieże na przestrzeni dziejów byli mecenasami kultury i sztuki przechowując najznamienitsze dzieła artystów w czasie zagrożeń. Kościół jest ojcem uniwersytetów, sam zakładał i troszczył się o nie. Pod krzyżem, znakiem Zbawienia, Europa jednoczyła się przeciwko najeźdźcom. Chrześcijaństwo wrosło w kulturę europejską, miało wpływ na język i wszystko, co europejskie.

Niestety, wraz z oświeceniem Europa zaczęła staczać się po stokach ateizmu. Wszechobecne wolnomularstwo pod hasłem wolność, równość, braterstwo atakuje Kościół i zradza rewolucję francuską. Na łonie pierworodnej córy Kościoła zagnieździł się Lucyfer, nieustanny nasz oskarżyciel przed Bogiem. W imię wolności wyrzuca się kartuzów z La Grande Chartreuse, w imię równości działa się wedle słów Aristide’a Branda: Musimy wyrzucić Chrystusa z całego państwa, w imię braterstwa zabija się duchownych, jak np. podczas masakry księży w 1792 roku. W wyniku rewolucji francuskiej i ogólnej kampanii przeciw Kościołowi, muzułmanie zyskują otwartą drogę do Europy. Początkowo pokojowo, jako imigranci, później jednak coraz częściej organizują wszelkiej maści manifestacje, jak np. we Francji przeciwko (!) laicyzacyjnej polityki państwa. W tym samym czasie, trybunał w Strasburgu nakazuje ściągać krzyże w szkołach.
Europa nie znosi pustki. W miejsce krzyża wejdą półksiężyce, w miejsce nawołujących do chrześcijańskiej miłości kapłanów wejdą nawołujący do dżihadu imamowie. Tam, gdzie chrześcijanie walczyli z różańcem w ręku przeciwko antyklerykalności władz, tam islamiści będą walczyć z karabinem. Gdyby Adam Darski spalił nie Biblię, lecz Koran, leżałby za dwa dni po tymże w rowie z kulą w głowie i, dla przykładu, z rozciętym brzuchem. Gdyby Strasburg nie zakazał wieszania krzyży, lecz półksiężyców, pewnie byłby to ostatni zakaz, i później nie byłoby co zbierać z członków trybunału.

Dość szara wizja przyszłości… Nie możemy dopuścić do tego, więc nie możemy dopuścić do wykorzenienia chrześcijaństwa z Europy. Jedyna nadzieja w Bogu, lecz nie możemy się poddawać, musimy walczyć, bez kompromisu.
Jedyna nadzieja jest w Bogu chrześcijańskim, Bogu miłości. Ateistyczna Europa nie przetrwa. Francuski pisarz A. Malraux, że XXI wiek albo będzie religijny, albo go nie będzie. To właśnie myśl ateistyczna była prowodyrem rewolucji francuskiej. Dwa zbrodnicze totalitaryzmy XX wieku, czyli komunizm i nazizm, były także skutkiem odejścia od Boga. Jedynie chrześcijańska Europa, z Ewangelią miłości może przetrwać burze czasów. Cała antyklerykalna propaganda ateistów jest kłamstwem. Historia Kościoła jest pełna światła, a nauka nie przeczy istnieniu Boga. Otuchę przynoszą słowa Matki Bożej: Na koniec Moje Niepokalane Serce zatriumfuje.

czwartek, 6 maja 2010

Akt rozumu... czyli o wierze rozważania

Credo ut intelligam.
Coraz częściej spotyka się ludzi, którzy odeszli od Kościoła lub w ogóle stracili wiarę w Boga. Zjawisko utraty jest spowodowane - co się może wydawać nieprawdopodobne - właśnie... wiarą. Tak, wiarą. Katolicy często doznają jakiegoś olśnienia w wierze, i nagle stwierdzają, że mają głęboką wiarę. Jest to mylne, gdyż taka "wiara" jest najczęściej ogołocona z rozumu, jest ślepa. Kiedy tylko takiemu człowiekowi przejdzie ten zachwyt, to młodzieńcze zauroczenie, nagle stwierdza, że nie ma Boga bo Go przestał czuć. Stwierdza śmierć Boga. Ten zachwyt wiarą nie bierze się ex nihilo.
Weźmy przykład jakiejś grupy w której występują niesamowite zjawiska jak "spoczynki w Duchu Świętym" czy inne podobne. Człowiek który się praktycznie swoją wiarą nie interesował wchodząc do takiej grupy nagle doznaje olśnienia, a odpowiedni ludzie mu wpajają, że to pochodzi od Boga, a ten człowieczek bezkrytycznie w zachwycie to przyjmuje. Rozumu nie ma, bo po co? "Trzeba ufać!" Grupa się rozlatuje, księdza przenieśli. Nie ma "spoczynków", nic się nie dzieje, modlitwa już nie ta, nie czuje się Boga. Bóg umarł. Nie ma Boga. Ateizm.
Myślę, że jest wiele takich przypadków. Skąd się bierze ten ateizm? Na to pytanie odpowiedział św. Pius X, który w swojej encyklice Pascendi Dominici Gregis potępia właśnie koncentrowanie się na uczuciach, doznaniach religijnych.

W czym choć odstępują od założeń racjonalistycznych, to jednak wpadają w błędy protestantów i pseudo-mistyków. Tak bowiem rozumują: w uczuciu religijnym - jeśli je głębiej zbadamy - wykryjemy łatwo pewną intuicję serca, przez którą człowiek bez żadnego pośrednictwa doświadcza rzeczywistości pierwiastka Bożego i w ten sposób powstaje pewność o istnieniu Boga, jak również o jego działaniu wewnątrz i na zewnątrz człowieka, pewność, która o wiele przewyższa wszelkie pewniki naukowe. I to jest owo prawdziwe doświadczenie, przewyższające wszelkie doświadczenie rozumowe.

Przyczyną zaś tego, że czasami ci i owi - racjonaliści - pogardzają ową pewnością i przeczą jej istnieniu, jest to, że oni nie chcą stworzyć wokół takiej atmosfery duchowej, która jest niezbędną do wywołania doświadczenia. Według modernistów, gdy ktokolwiek to doświadczenie osiągnie, staje się prawdziwie wierzącym.

Wszystkie religie są prawdziwe, ponieważ są one autentycznymi wyrazami różnych doświadczeń religijnych

Jak to wszystko dalekie od nauki katolickiej! Już zarodki tych błędów widzieliśmy w błędach potępionych przez Sobór Watykański.


Ten "zachwyt wiarą" jest zgubny i nie pochodzi od Boga - "po ich owocach ich poznacie", skoro owocem jest ateizm, krzewem Bóg być nie może. Choć najpierw można zobaczyć zwiększoną pobożność, jednak z biegiem czasu kolos na glinianych nogach upada, podobnież jak jest z nieuznanymi "objawieniami prywatnymi".
Przyczyną tego zachwytu jest modernizm. Często się w grupach podobnych do powyższego przykładu można zauważyć odrzucenie rozumu i niechęć do metody scholastycznej. Ta wiara jest budowana bez rozumu i dlatego niedojrzała upada, a sama swe źródło ma w doświadczeniach religijnych.
Kiedy zaś nasza wiara jest rozumna, spokojnie rozwija się. Rozum nie może stać w sprzeczności z wiarą jako dwie drogi poznania.
Świetnie to Pius X ujął w Przysiędze Antymodernistycznej:

Po piąte: z wszelką pewnością utrzymuję i szczerze wyznaję, że wiara nie jest ślepym uczuciem religijnym, wyłaniającym się z głębin podświadomości pod wpływem serca i pod działaniem dobrze usposobionej woli, lecz prawdziwym rozumowym uznaniem prawdy przyjętej z zewnątrz ze słuchania, mocą którego wszystko to, co powiedział, zaświadczył i objawił Bóg osobowy, Stwórca i Pan nasz, uznajemy za prawdę dla powagi Boga najbardziej prawdomównego.

Poddaję się też z należytym uszanowaniem i całym sercem wyrokom potępienia, orzeczeniom i wszystkim przepisom zawartym w encyklice Pascendi i dekrecie Lamentabili, zwłaszcza co się tyczy tzw. historii dogmatów.


Powiedzieliśmy zatem o "zachwycie wiarą", że ma swoje źródło w modernizmie dokładnie omówionym w encyklice Pascendi.

Aby zapobiec takiemu zjawisku należy szukać zrozumienia, wiara musi być rozumna.
Dalej pisze Papież:
Dwa są sposoby, których używają oni w celu obałamucenia umysłów. Pierwszy polega na tym, że usiłują usunąć przeszkody, stojące im na drodze, drugi: chcą wykryć i zastosować czynnie i cierpliwie wszystko to, co może być dla nich pożyteczne. Trzy są główne przeszkody, które w swych dążeniach spotykają na drodze: filozofia scholastyczna, powaga Ojców Kościoła i Tradycja, i urząd nauczycielski Kościoła. Przeciwko temu walczą najzawzięciej. To też filozofię i teologię scholastyczną gdzie tylko mogą ośmieszają i nią pogardzają. Czy to czynią z ignorancji, czy ze strachu, czy też dla jednej i drugiej racji, dość, że skłonność do modernizmu łączy się zawsze z nienawiścią do metody scholastycznej; najpewniejszym objawem, że skłonność do modernizmu budzi się w pewnym umyśle, jest odraza tegoż do metod scholastycznych.

Dlatego trzeba czytać Katechizm Kościoła Katolickiego czy Sumę Teologii, a do wszelkich zjawisk modernizm wywołujących (jak "spoczynki w Duchu Świętym" czy objawienia prywatne) należy podchodzić z wielką ostrożnością. Oczywistym składnikiem pogłębiania prawdziwiej wiary jest modlitwa. Trzeba również czytać Pismo Święte (najlepiej z komentarzem) oraz to, co Kościół Święty nasza Matka podaje do wierzenia. Z wielkim pożytkiem jest czytanie książek teologicznych, czy pism Ojców i Doktorów Kościoła oraz rozmowa z mądrymi ludźmi. Nie można przerazić się wątpliwościami, wtedy po prostu trzeba je rozwiązywać (z pomocą śpieszy Tomasz ze swoim opus vitae). Wątpliwości niestraszne, skoro Prawda jest z nami. Dobrze jest wybrać sobie jakiegoś świętego za szczególnego patrona i go naśladować. Ja wybrałem Tomasza z Akwinu, który pomógł mi niezmiernie, dlatego zachęcam do pogłębiania wiadomości o św. Tomaszu, o tym jak wierzył, jak myślał i jak żył.

Na koniec zamieszczam tekst jednej z piosenek Jacka Kowalskiego, "Kazanie Świętego Jacka":
Jeżeli wierzysz w Boga pamiętaj, że prawda jest jedna,
Niezmienna i nieodwołalna i do zbawienia potrzebna.
Te słowa w sercu wyryj i w duszy swej rozważaj,
A jeśli ktoś ci mówi, że ma własną prawdę – uważaj!
Albowiem człowiek sam z siebie niczego nie ustanowi:
Nie ufaj byle komu zaufaj Kościołowi.
Nie w księdza wierz, ale w Kościół. Nie szukaj podłych błahostek,
Dziś gdy pragnienie prawdy zastąpił głód ciekawostek.
Toleruj głupców, lecz temp głupotę i podły gust.
Nie pozwól w imię miłości zamykać sobie ust.
Niech wiedzą niedoskonali, że są niedoskonali,
Albowiem prawdziwa miłość w prawdzie się doskonali.
Nie próbuj naśladować głupoty prostego tumu,
Jeżeli Bóg dał ci rozum, to rób użytek z rozumu.
Na przekór inteligentnej wulgarnych mędrców armii,
Niech wiara twa szuka rozumu, a rozum prawda się karmi.
Niech nie zachwieje tobą dyskurs przewortnie mętny,
Bo szatan nie ma mądrości jest tylko inteligentny.
Szatan jest księciem kłamstwa oraz artystą grzechu.
Fałsz miesza pół na pół z prawdą, nie rezygnując z uśmiechu.
Przedrzeźnia dobroć Boga i Mękę Zbawiciela,
Ludzkości ułatwia życie, rozgrzeszeń chętnie udziela,
ale kto sobie i innym prawdę powiada w oczy,
takiemu człowiekowi i szatan nie podskoczy.
Lecz nie myśl poznawszy Prawdę,
Że nic ci więcej nie trzeba.
Najgorszy łajdak może przed Toba wejść do nieba.
Bo miłosierdzie Pańskie Sąd Ostateczny uprości:
Każdemu odmierzy tylko według jego miłości.
Ty módl się o miłosierdzie i bądź miłosierny dla brata.
A myśląc o dniu dzisiejszym myśl zawsze o Końcu Świata.
Jeżeli wierzysz w Boga pamiętaj, że prawda jest jedna,
Niezmienna i nieodwołalna i do zbawienia potrzebna.
Te słowa w sercu wyryj i w duszy swej rozważaj,
A jeśli ktoś ci mówi, że ma własną prawdę – uważaj!
Albowiem człowiek sam z siebie niczego nie ustanowi:
Nie ufaj byle komu zaufaj Kościołowi.